Siła determinacji

Drogi Czytelniku
dziś przekażę Ci parę słów o sobie. Tylko i wyłącznie dlatego, że może się to okazać dla Ciebie inspiracją do własnej motywacji. Punktem wyjścia dzisiejszego rozważania będą zdarzenia z ostatniej soboty. A było to tak:

Jak wiesz z nagrania (to drugie wideo – najpierw parę minut czaruje Michał Jankowiak, a potem ja rozmawiam z Januszem Maruszewskim), które Kamil Cebulski zamieścił w Internecie, już w maju obiecałem, że wybiorę się na sierpniowe II Narodziny Wojownika. No i właśnie w sobotę 23.08.2008 r. tam byłem.

Pisałem już wielokrotnie, że jak Kamil mnie o coś prosi, to nie odmawiam. A skoro mnie zaprosił na to szkolenie, to przybyłem. Wydawało mi się, że najtrudniejszym jego elementem będzie przejście trasy pieszej.

Ale gdy zobaczyłem, jak dzielnie radzi sobie Sandra (nie jest tajemnicą, że ona ma sztywną nogę w kolanie – efekt leczenia w naszej Służbie Zdrowia. Ponoć to nie był błąd lekarzy, a zatem co?), to nadspodziewanie dobrze przemierzyłem te ponad 30 km szlakami Puszczy Kampinoskiej mimo obaw, że porobią mi się na nogach pęcherze i odciski, a zakwasy na drugi dzień będą jeszcze długo przypominały przebyte kilometry. W każdym bądź razie, Sandro gratulacje!

A teraz zajrzyj sobie w ww. nagraniu na pierwsze, trzyminutowe wideo. Dzięki temu zorientujesz się, czym są skoki na bungee. One miały zakończyć II edycję Narodzin Wojownika. Każdy z uczestników i uczestniczek był zachwycony przeżyciami, które skok im dostarczył.

Jedyny moment, który powinien mi dać do myślenia był przypadek Piotra. On nie skoczył i kazał się z powrotem opuścić. Przekonywałem go bezskutecznie, że źle robi, bo pozostanie mu uraz, że nie dał rady przełamać siebie.

W końcu przyszła kolej na mnie. Po wejściu do platformy nic jeszcze się nie działo. Dopiero po chwili zaczął się we mnie rodzić jakiś dziwny niepokój rosnący wraz z wysokością. Na samej górze rozpoczął się dramat. Byłem tak przestraszony wysokością, że nie mogłem zdecydować się na skok.

Mówisz, że to tylko 90 metrów. Tak, masz rację, że to niedużo do przebiegnięcia. Ale do spadania to ogromna wysokość. Ludzi praktycznie nie widać, a plac pod dźwigiem wydaje się wielkości ręcznika. Jak tu w niego wcelować???

No i zaczęło się. W końcu okazało się, że to była kilkunastominutowa walka. Można powiedzieć, że wykazałem się niezłymi umiejętnościami negocjacyjnymi, skoro instruktor towarzyszący mi na platformie nie zdecydował się zakończyć eskapady, jak już wcześniej uczynił to z kolegą Piotrem.

A może zadecydował fakt, że tym instruktorem był Stanisław Góralczyk „Mario”, który rozumiał, że mój strach jest uzasadniony? Przecież widział tysiące przypadków ludzi, którzy skakali lub też nie!

Wiedziałem, że z technicznego punktu widzenia nic mi nie zagraża. Przecież widziałem, jak ciężar skoczka i długość liny są rzetelnie dobierane, więc nie było możliwości dolecieć do powierzchni ziemi. Zresztą na spodzie był napompowany materac, który dodatkowo łagodził zagrożenie.

Ale tam na górze toczyłem ciężką walkę ze sobą. Używałem tych samych argumentów, którymi usiłowałem wcześniej przekonać Piotra do ponownej próby skoku: że będzie czuł niedosyt z powodu cykora, że to nie wypada zawieść grupy dopingującej na dole do skoku (niestety, ich zachęt tam na górze nie słyszałem), że trzeba skoczyć dla samego siebie, bo to wzmocni Twoją motywację i psyche.

Chyba czujesz, że to są logiczne argumenty. Tyle tylko, że nie mają one większego znaczenia, gdy jesteś sparaliżowany strachem. Irracjonalnym strachem, bo jak wspominałem poprzednio, nie było żadnego ryzyka, aby coś Ci się stało. To tylko pracuje Twoja wyobraźnia.

A jednak po tych kilkunastu minutach odniosłem ogromny sukces i skoczyłem. Skoczyłem dopiero wtedy, gdy uzmysłowiłem sobie, że muszę to zrobić, gdyż w przeciwnym wypadku nie dam sobie rady w biznesie, którym teraz się zajmuję. Nie mogłem do tego dopuścić i poszedłem w dół!!!

Na pewno usłyszałem oklaski w momencie skoku. Potem już tylko czułem odprężenie i nieprawdopodobną radość, że pokonałem samego siebie. Kamil natychmiast po skoku nagrał moją wypowiedź. Nie pamiętam, co wtedy mówiłem oprócz tego, że jestem z siebie dumny i odczuwam ogromną satysfakcję. Ciekaw niezmiernie jestem tego nagrania, bo ono jest niezwykle osobiste.

Ale wbrew pozorom to nie koniec przygód z bungee. Wyobraź sobie, że skok przypłaciłem bardzo bolesną kontuzją. Mianowicie podczas skoku naderwałem sobie bark. Nic o tym nie wiedziałem. Ot, coś mnie zabolało troszeczkę. Nawet potem pomagałem koledze Włodkowi przy podłączaniu akumulatora kablami, aby silnik zapalił. Niestety, kable okazały się o zbyt małych przekrojach i rozrusznik tylko zajęczał. Potem rozwiozłem 5 osób po Warszawie i z ręką było prawie wszystko dobrze. A gdy wziąłem ciepły prysznic, to nawet przestała całkiem boleć.

Ale o 2 w nocy, gdy stres opadł, obudził mnie nieznośny ból. Przy najmniejszym ruchu zwijałem się w boleściach. Oczywiście do rana nie zmrużyłem oka i wtedy zwlokłem się z łóżka, jakimś cudem nałożyłem koszulę i pojechałem na ostry dyżur. Akurat złośliwie nie było lekarza ortopedy w Szpitalu Bielańskim, a to z Łomianek najbliżej. W końcu „doczłapałem” po warszawskich dziurach do Szpitala Praskiego i tam udzielono mi pomocy.

Miła pani w rentgenie zrobiła mi zdjęcia przez koszulę. Na szczęście nie było żadnego złamania ani jakiegoś odprysku kości barku. Gorzej u lekarza. Ten uparł się mnie szczegółowo przebadać. Myślałem, że pan doktor coś naciągnie, puknie, stuknie i ból przejdzie. Ale gdzie tam, tylko go zwiększył usiłując zorientować się, jakie są uszkodzenia. Powiedział, że ból minie, ale dopiero po 2 tygodniach, jak wiązadła i mięśnie zagoją się.

Zapytałem pana doktora, jak to możliwe, aby tak sobie bezsensownie uszkodzić bark. „Cóż – mówi pan doktor – był Pan sparaliżowany strachem, a więc wszystkie mięśnie były spięte. Dla mnie z medycznego punktu widzenia najbardziej ciekawe jest to, w jaki sposób udało się Panu wyskoczyć przy zesztywniałych mięśniach”. No właśnie, jak?

Jestem przekonany, że nie wypchnęły mnie mięśnie, ale siła woli – siła mojej olbrzymiej determinacji, aby odnieść w życiu sukces. A paniczny strach i boląca ręka to tylko cena, jaką za niego płacę.

Jeśli kiedykolwiek będziesz postawiony w sytuacji, w której wydaje Ci się, że nie dasz czemuś rady, wspomnij mój przypadek. Wyobraź sobie, ile stracisz, jeśli w kluczowym dla Ciebie momencie życia zawahasz się i zrezygnujesz, mimo że masz uzasadniony powód. Popatrz, ile stracisz, gdy nie przełamiesz siebie.

Zapamiętaj proszę tę maksymę i niech Ci brzmi w uszach w krytycznych dla Ciebie chwilach: Nic nie jest łatwe, dopóki jest trudne lub prawie niewykonalne, jak w moim przypadku. Ale słowo „prawie” robi różnicę.

Zgadzam się z Tobą, że strach jest okropnym uczuciem stworzonym prawdopodobnie dla Twojego bezpieczeństwa. Ja mam o tyle trudniej, że moimi talentami są m.in. odpowiedzialność i rozwaga. Te cechy mojej osobowości dodatkowo powstrzymywały mnie przed skokiem. Ale jednocześnie to właśnie one pozwoliły mi pokonać strach i dzięki nim odniosłem zwycięstwo.

Skoczyłem ze względu na swoją rozwagę i odpowiedzialność za przyszłe życie. Gdybym przegrał w sobotę walkę ze sobą, bez tego jedynego skoku nie wyglądałoby ono już nigdy tak wspaniale. Gdzieś tkwiłaby we mnie zadra, że nie dałem rady. A tak dzięki Kamilowi Cebulskiemu narodził się we mnie jeszcze lepszy Wojownik.

Po takim przeżyciu jak w sobotę jestem pewien, że zdobyłem nieprawdopodobne doświadczenie w poznawaniu własnych możliwości, co stanowi kolejny krok w drodze do sukcesu. I co więcej, jestem pewien, że jeszcze lepiej rozumiem Ciebie, gdy mi mówisz o swoich obawach przed wejściem na swoją ścieżkę rozwoju.

Tak, masz rację, że się boisz, bo nie wiesz, co się na niej czai. Ale wspomnij wtedy historię mojego skoku, jak pracowała wbrew mnie moja wyobraźnia. Widziałem przeszkody, których w rzeczywistości nie było. I zapamiętaj przede wszystkim, że dzięki swojej determinacji mogłem te irracjonalne obawy pokonać.

Czego i Tobie życzę, bo za każdym razem, gdy pokonasz siebie, stajesz się lepszy.

PS. Możesz też rozwijać się w sposób mniej ekstremalny. Właśnie dostałem informację od Michała Toczyskiego, że Piotr Krupa przez dwa dni najbliższego weekendu, tj. 30-31.08.2008 r. pokaże Ci genialne techniki sprzedaży. Bliższe informacje znajdziesz tutaj.

A na razie po sobotnich emocjach pozdrawiam optymistycznie
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl
www.smakwody.pl

Motywacja

Drogi Czytelniku
na pewno byłeś nieraz w sytuacji, że brakowało Ci odpowiedniej motywacji. Ciekaw jestem, jak się wtedy zachowywałeś. Jak sobie radziłeś z sytuacją, która w rzeczywistości bije w Ciebie?

Pytam dlatego, że bardzo często oczekujemy wtedy na jakieś działania z zewnątrz. Tymczasem coraz częściej przekonuję się wbrew powszechnej opinii, że jedynym motywatorem jesteś Ty sam.

No bo patrząc na spokojnie jedynymi instrumentami, jakimi ktoś dysponuje z zewnątrz, są kij i marchewka. A ponieważ uczestniczę regularnie w wykładach prof. Andrzeja Blikle dotyczących TQM (Total Quality Management), czyli Zarządzania poprzez jakość, wiem, że kijem i marchewką nie można nikogo zmotywować. Występujący na tych konserwatoriach mówcy już nieraz wykazali, iż to prowadzi donikąd.

Owszem można kogoś na krótką metę np. zastraszyć (kij) lub przekupić (marchewka). Cóż z tego, jeśli takie działanie nie wywoła u kogoś trwałej zmiany, na czym nam zależy. Właśnie, bo problem polega na tym, że to nam zależy, ale „zainteresowanemu” już niekoniecznie.

Skoro mówimy o motywacji, to przedstawiony przeze mnie punkt widzenia wcale nie jest aż tak oczywisty. Zapewne zauważyłeś, że mamy do czynienia z dziwnym podejściem do tego ważnego zagadnienia, gdy obserwujemy w Pekinie poczynania np. naszych zawodniczek i ich trenerów bądź działaczy.

Obawiam się, że oni byli owszem przygotowani, ale na sukcesy. Pewnie udałoby się im prężyć torsy do orderów czy innych wyróżnień. Ale gdy trzeba znaleźć winnych za porażki, to jakby zupełnie był temat, w którym oni nie mają nic do roboty. Pytasz o przykłady?

Proszę bardzo, biorę dwa z brzegu. Pozostawiam Ci do rozwiązania łatwą zagadkę, o jakie dyscypliny chodzi. Dla ułatwienia podam, że trener jednej z gier zespołowych nie może patrzeć na zawodniczkę, jak ona kiepsko gra. Chociaż w rzeczywistości występowała tak rzadko, że trudno sobie wyrobić opinię. No i przecież to on ją powołał na Igrzyska.

A drugi „motywator” na słowa krytyki o sposób przygotowań do Olimpiady radzi zawodniczce zakończyć karierę. Ba, jego kariera kiepskiego działacza ma natomiast trwać nadal. Zaiste dziwny sposób rozumowania.

Oczywiście możesz powiedzieć, że zawodniczki były źle przygotowane. Też tak uważam, chociaż nie jestem pewien, bo współczesna medycyna sportowa może ocenić wydolność ich organizmów, co świadczy o poziomie wytrenowania. Poza tym sa odpowiednie kwalifikacje i trzeba uzyskać odpowiednie wyniki.

Jednocześnie jednak widzę, że zawodniczki dostrzegają problem, którego nie doceniają działacze. Od miesięcy zabiegały one o psychologów, którzy by im pomogli znaleźć sposób na siebie. Uważały, że sam tradycyjny trening to za mało. Potrzebowały nie tylko wytrenowania mięśni, ale także umysłu.

Jak Ty sobie radzisz z motywacją? Czy dostrzegasz, że wiele spraw uda Ci łatwiej załatwić, gdy będziesz odpowiednio zmotywowany przez siebie? Wtedy bowiem nawet największe przeszkody nie będą stanowiły pretekstu do zawrócenia z drogi, którą wybrałeś do rozwiązania danego problemu. Zatem sprawdź, co Cię najbardziej motywuje.

PS. Zachęcam Cię tradycyjnie do zaglądania na witryny Wandy Loskot.

Pozdrawiam motywacyjnie życząc sukcesów
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl
www.smakwody.pl

Pogadanka na wodzie

Drogi Czytelniku
jak zapewne pamiętasz, jakiś czas temu napisałem o wrażeniach po moim łażeniu po rozgrzanych węglach. Teraz pojawiły się z tej imprezy nowe nagrania w Internecie. Zajrzyj w wolnej chwili, co przygotował Kamil Cebulski, który nagrał moją pogawędkę z Januszem Maruszewskim.

Na tej stronie wspomniane nagranie znajduje się w drugim pliku filmowym. Łatwo je rozpoznasz, bo występuję na ekranie w wersji wodno-turystycznej.

Na tym nagraniu najpierw przez 5 i pół minuty słychać głos Michała Jankowiaka i Kamila, a potem jest nasza prawie półgodzinna rozmowa. Przepraszam przy okazji za nie najlepszą jakość mojego głosu, ale cały czas z Januszem pedałowaliśmy na rowerze wodnym. No i z racji wieku brała mnie zadyszka. Niemniej do celu wyprawy dobiliśmy.

Aha, chciałem dodać, że Janusz i ja występujemy u Kamila na konferencjach Myśleć Jak Milionerzy. Start już w najbliższą sobotę lipcową, tj. 5.07.2008 r. Zapraszam serdecznie.

PS. Tradycyjnie proponuję zapoznać się z materiałami dostępnymi u Wandy Loskot.

Pozdrawiam optymistycznie
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

Czy masz motywację?

Drogi Czytelniku

Niedawno słyszałem bardzo pouczającą opowiastkę. Pewien młodzieniec chciał odnieść w życiu sukces. Usłyszał o mędrcu, który ponoć tego nauczał. Odbył długą drogę aż go w końcu znalazł.

Mędrzec mieszkał nad jeziorem na odludziu. Młodzieniec pokłonił mu się nisko i poprosił o przepis na sukces. Nie usłyszał ani słowa, tylko z gestu mistrza domyślił się, że wypłyną na jezioro, gdy wskazał mu na łódkę.

„Fajnie jest” – uznał adept sukcesu – „Zanurzę się w odpowiednim miejscu jeziora i posiądę wiedzę, jak być bogatym”. Bo tak sobie wyobrażał swój sukces.

Na początku wszystko szło zgodnie z planem. Miarowy rytm wioseł oddalał łódkę od brzegu. Gdy byli mniej więcej na środku jeziora, mędrzec polecił młodzieńcowi wyjść z łódki i zanurzyć się w modrej toni. Ale to było mistrzowi za mało! Kazał zanurkować w wodzie.

„Świetnie” – pomyślał młodzieniec – „Może nawet od razu powinienem wskoczyć do wody, bo przecież głowa też musi być elementem sukcesu”.

Ale co to? Młodzieniec nie może wypłynąć, bo mędrzec trzyma jego głowę pod wodą.

Nawet mu się to początkowo podobało. „Dłużej posiedzę pod wodą, to odniosę większy sukces” – myślał. A potem już tylko walczył, aby wyjść na powierzchnię wody i w końcu mu się udało.

Na wpół omdlałego, prychającego wodą młodzieńca, mędrzec wciągnął z powrotem na łódkę.

„Miałeś mi dać przepis na sukces, a ty mnie o mało nie utopiłeś” – zaczął się skarżyć.

„Jak to?” – zdziwił się mędrzec. „Czyż nie dostałeś tego, czego chciałeś? O czym myślałeś, gdy byłeś pod wodą?”

„O powietrzu” – odparł młodzieniec.

„Czy tak samo pragniesz sukcesu jak pragnąłeś powietrza?” – zapytał mistrz.

Zapadło głuche milczenie, które trwało przez całą drogę do brzegu.

No właśnie! Czy zadałeś sobie kiedykolwiek pytanie, że w drodze do sukcesu brakuje nam czasami odpowiedniej motywacji? O ileż więcej moglibyśmy osiągnąć, gdyby nie zaszły „jakieś przeszkody”. Celowo dałem cudzysłów, bo przy odpowiedniej motywacji inaczej byśmy nazwali takie drobne przeciwności.

Jestem pewien, że przytoczone powyżej opowiadanie usłyszałem kiedyś w Klubie Przedsiębiorcy u Wandy Loskot. Kilka miesięcy temu nie zrobiło ono na mnie takiego wrażenia jak teraz. Odbierałem je zbyt abstrakcyjnie. Nie umiałem dostrzec jego przewrotności i znaleźć odniesienia do współczesnych sytuacji życiowych moich, Twoich i innych ludzi.

Dla nas, przedstawicieli Pokolenia 50+ ta opowieść powinna stać się niejako mottem życiowym. Przecież mamy jeszcze tyle do zrobienia i musi nam starczyć motywacji. Zatem powodzenia i wytrwałości.Pozdrawiam optymistycznie
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

Zapraszam Cię na łamy bloga dla Pokolenia 50+

Drogi Czytelniku

Witam Cię na jednym z tysięcy dostępnych blogów. Skoro jednak jeszcze czytasz te słowa, dostrzegasz istotną różnicę między tym blogiem, a pozostałymi.

Tak, masz rację. To jest właśnie jedyny blog pisany z myślą o Tobie, a więc człowieku należącym tak jak ja do Pokolenia 50+.

To nic, że już nam zaczyna strzykać w kościach – mamy przecież swoje lata. Pokolenie 50+ to właśnie my. Najważniejsze, że dysponujemy doświadczeniem, którego mogą nam pozazdrościć inni. I na dodatek mamy motywację do tego, aby przeżyć radośnie najlepsze lata przed nami.

Dzięki współczesnej technologii, jaką jest Internet, możemy wspólnie dążyć, by uzyskać uznanie w społeczeństwie. Nie damy się zepchnąć na boczny tor, a przeciwnie, pokażemy swoją przydatność. No powiedz sam, czy po tylu latach uczciwego życia nie masz prawa stać się kimś ważnym?

Pytasz, jakie obszary zagadnień będę poruszał na łamach bloga. Oto one:
– rozwój osobisty
– profilaktyka zdrowia
– własny dom

Na inne tematy możesz wypowiedzieć się Ty w swoich komentarzach lub też uwypuklić te kwestie, które tylko liznąłem w danym wpisie.

Jeśli o chodzi o rozwój osobisty od razu podziel się ze mną pytaniem związanym z tym tematem. Wystarczy, że wejdziesz na stronę www.poznajswojetalenty.pl.

To bardzo ważne, abyś żył wykorzystując swoje naturalne predyspozycje. Owe talenty, którymi jesteś obdarzony, a które nie zawsze u siebie doceniasz. A to przecież właśnie one wyróżniają Cię spośród innych ludzi, bo dają Ci osobowość. Szanuj to, co w Tobie najcenniejsze!!!

I to by było tyle na początek

Pozdrawiam życząc sukcesów
Jerzy