Moja żona zachwycona

Drogi Czytelniku,
w czasie wczorajszej soboty miałem swoje „5 minut” i edukowałem słuchaczy ASBiRO zorganizowanej przez Kamila Cebulskiego. Musiałem ująć te 5 minut w cudzysłów, bo zrobiło się z nich 7 godzin.

Dla mnie – mimo wszystko amatora w wystąpieniach publicznych – tak długa prelekcja okazała się wielkim wyzwaniem. Nie chcę nawet myśleć, jak byli umordowani ci, którzy słuchali mnie przez tyle czasu. Jestem dla nich pełen podziwu, że mimo wszystko wytrzymali.

Miałem od nich łatwiej, bo czułem się, jak kierowca, a nie pasażer. Na pewno byłeś nieraz w sytuacji tego drugiego i zdajesz sobie sprawę, że czasami nawet nie wiesz, kiedy tracisz widok drogi, bo oczy same Ci się zamykają. Dla odmiany kierowca jest dużo bardziej skoncentrowany i w związku z tym jemu nie powinno się to przytrafić. Inaczej katastrofa!

W tym wypadku do katastrofy jednak nie doszło, mimo że tematy zagadnień dotyczących odniesienia sukcesu w życiu do ciekawych nie należą. Tak uważam, gdyż od wielu ludzi, z którymi rozmawiałem wcześniej, dowiadywałem się, że oni poszukują gotowej recepty pozwalającej szybko, bezboleśnie i bez wysiłku uzyskać pożądane rezultaty.

Tymczasem recepta nic nie da, gdyż aby odnieść w życiu sukces, należy zmienić siebie, tzn. swoje nastawienie umysłu. Według mnie to dosyć długotrwały i żmudny proces a jednocześnie niezbędny. Hołduję w tym wypadku słowom przypisywanym A. Einsteinowi: „Szaleństwem jest wciąż robić to samo i oczekiwać innych rezultatów”. Dopóki Ty się nie zmienisz, nie oczekuj, że zmienią się dotychczasowe wyniki Twojego życia.

Jedną ze słuchaczek sobotniego spotkania była Ula Czwartkowska. Ula robi przepiękne rzeczy, a mianowicie projektuje i szyje znane i cenione w Europie i krajach byłego Związku Radzieckiego suknie wieczorowe. Moja żona z zachwytem oglądała całą kolekcję.

Popatrz, jak to jest. Ula jest właścicielką renomowanej firmy i jednocześnie chce słuchać o tym, jak odnieść jeszcze większy sukces. A ilu ludzi woli siedzieć zadowolonych z tego, co ma lub – co gorsza – nawet niezadowolonych, a mimo to nie robiących żadnego wysiłku w celu zmiany swojej sytuacji. Ula, oklaski!!!

PS 1. Zawsze zachęcam do bycia członkiem Klubu Przedsiębiorcy. Bardzo dużo o prowadzeniu własnego biznesu dowiaduję się wciąż od Wandy Loskot.

PS 2. Mam wreszcie dostęp do kodów testu StrengthsFinder, pozwalającym odkryć własnych 5 dominujących talentów. Cena na dzisiaj wynosi 147 PLN. No cóż, to jest sprzedaż na fakturę, a więc występują nie tylko koszty nabycia, ale tez kwestie podatków, VAT itp.

Pozdrawiam życząc sukcesów

Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

Twoja wizja edukacji

Drogi Czytelniku,
dostałem maila od Artura Zygmunta z wrocławskiej Synergii, aby wypowiedzieć się nt. wizji systemu edukacji. Nie wiem, czy wiesz, ale prawdziwa szkoła to konik Artura. On uważa i ja go w tym utwierdzam, że współczesna szkoła nijak przystaje do potrzeb uczniów. Sam zresztą zobacz materiał, który mi nadesłał i popatrz na załączone w nim wideo w takt sonaty L. van Beethovena.

Jeśli chodzi o mnie, bliska mi jest idea szkoły lansowana przez Ricardo Semlera właściciela brazylijskiej firmy Semco. W szkołach będących jego własnością, a właściwie fundacji, którą w tym celu założył, dzieciaki – jeśli nie chcą – nie muszą chodzić na zajęcia.

Obowiązuje generalna zasada, że każdy uczeń przychodzi na „lekcje”, kiedy chce. W tym czasie równie dobrze może ogladać DVD, surfować, grać w piłkę bądź zajmować się tym, co go akurat interesuje. Nauczyciele wychodzą z założenia, że gdy sam będzie chciał się czegoś nauczyć, to ma na to wystarczająco dużo czasu. Z tego też względu uczniowie mają elastyczne terminy wakacji. Po prostu, wyjeżdżają na wakacje wtedy, kiedy czas mają ich rodzice.

W poprzednim akapicie specjalnie ująłem słowo”lekcje” w cudzysłów, ponieważ w tamtej szkole nie ma takiego pojęcia. Zajęcia odbywają się w postaci konkretnych kursów. Uczniowie np. przez 3 miesiące konstruują rower. Poznają wtedy jednocześnie zasady matematyki, fizyki, materiałoznawstwa, ergonometrii itp.

Zadaniem nauczycieli jest szukać takich sposobów, aby pokazać, że nauka jest bardzo interesującą. Niestety, w naszej polskiej szkole sprawiliśmy, że naturalne zainteresowanie dzieci czymś nowym zostało zabite, a niezwykle interesujący świat wiedzy i techniki stał się zwyczajnie nudny i abstrakcyjny.

I tak będzie w naszej współczesnej szkole dopóty, dopóki dobro dziecka nie będzie najwyższym dobrem, lecz realizacja nawet najbardziej durnego programu zatwierdzonego przez stosowne instytucje.

PS. Od dzisiaj Wanda Loskot rozpoczęła zapisy do Klubu Przedsiębiorcy. To Twoja dodatkowa szansa na rozwój własnego biznesu. A przecież jeśli to przełoży się na sukces finansowy, to będziesz miał odpowiednie środki pieniężne, aby włączyć się w proces reaktywacji polskiej szkoły.

Pozdrawiam życząc sukcesów

Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

Jak wykorzystać swoje mocne strony

Drogi Czytelniku,
wczoraj wieczorem byłem na wykładzie pod takim właśnie tytułem „Jak wykorzystać swoje mocne strony?„. Wygłosił go w sali Szkoły Biznesu mojej macierzystej uczelni, tj. Politechniki Warszawskiej kolega Grzegorz Turniak.

Popatrz, jak to czasy się zmieniły. W miejscu, gdzie uczono nas, jak walczyć z kapitalizmem, on jednak zwyciężył. Teraz tutaj uczą właśnie o nim. Mieści się tu siedziba MBA, a więc instytucji korzeniami tkwiącej w kapitalizmie.

Grzegorz opowiadał o tematyce szczególnie bliskiej mojemu umysłowi, bo o talentach i ich wykorzystaniu. Zwrócił szczególną uwagę na to, co w jego przypadku było kluczowym momentem w rozwoju kariery, gdy wśród 5 dominujących u niego talentów ujrzał AKTYWATOR. Wreszcie siebie zrozumiał!

Dostrzegł, że inspirowanie innych, wspieranie ich w rozwoju, pomaganie w nawiązywaniu kontaktów to jego żywioł. Nie jakieś tam tabelki, zestawienia finansowe i inne za przeproszeniem „pierdoły”. Ludzie i budowanie z nich zespołów poprzez dobór kandydatów o odpowiednich naturalnych predyspozycjach dla niego stały się wyzwaniem. I konsekwentnie to robi obecnie w swoim życiu.

Sam się z tego teraz śmieje, ale jeszcze parę lat temu wydawało mu się, że będzie znakomitym coachem, bo ma ogromne doświadczenie. Owszem, ale przecież o wiele bardziej lubi mówić niż słuchać. I bardzo dobrze, bo ma dużo do powiedzenia i robi to po po mistrzowsku. Po prostu, działa zgodnie ze swoimi naturalnymi predyspozycjami. To jest przyczyna, że tak skutecznie buduje sieci biznesowe BNI Polska.

Oczywiście dzieje się tak dlatego, że nie tylko odkrył swoje talenty, ale potrafił dzięki pracy nad sobą przekuć je w silne strony. A jak? Mówiąc w skrócie zmienił wiele swoich starych nawyków. Dostrzegł też siłę w inteligencji emocjonalnej. On kocha ludzi takimi, jakimi są, a nie rozpacza, że powinni być inni.

Na tym wykładzie powiedział też, że wbrew powszechnym mitom my z wiekiem wcale się nie zmieniamy. Przeciwnie, właśnie wtedy dopiero uwypuklają się nasze prawdziwe cechy osobowości. Warto o tym pamiętać.

Jeśli tylko dowiesz się, że gdzieś w pobliżu ma prelekcję Grzegorz Turniak, to ani chwili nie zastanawiaj się i weź w niej udział niezależnie od kosztów. Takie spotkanie może bowiem korzystnie zaważyć na Twoim życiu.

PS. A gdyby się okazało, że wykład Grzegorza jest zbyt daleko od Ciebie, to posłuchaj Wandy Loskot.

Pozdrawiam życząc sukcesów i radości

Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

Parę słów o słuchaniu

Drogi Czytelniku,
wczoraj wieczorem zajrzałem do Klubu Kultury na ul. Andersa 35, gdzie Ewa Damentka prowadziła spotkanie pt. Słuchać, słyszeć, usłyszeć.

Ewa uosabia najlepsze wartości NLP. Dzięki niej neurolingwistyczne programowanie Twojego umysłu jest sztuką, a nie manipulacją lub zbiorem rażących swoją śmiesznością guseł. Kiedy zdecydowałeś, że chciałbyś poznać tajniki tej dziedziny wiedzy, z pełnym przekonaniem mogę Ci polecić Ewę. Dowiedziałem się, że w najbliższym czasie zaczyna kolejny kurs o zagadnieniach NLP.

Ewa jest – że tak powiem – uczennicą Marka Rożalskiego, którego niezwykle cenię, ponieważ dzięki niemu mogłem sobie „porozmawiać” z Frankiem Farrelly’m. Ha, to duże przeżycie.

Wracając jednak do tematu słuchania. Okazało się, że nie bardzo umiemy pielęgnować tę umiejętność. Tego można i trzeba się nauczyć, abyś mógł porozumieć się z drugim człowiekiem. Co więcej, nie bój się zadawać mu pytań, gdy nie masz pewności, że mówicie o tym samym.

Okazuje się bowiem, że każdy z nas ma inne skojarzenia z danym słowem. Np. Patryk podał słowo „sepia”. Ciekaw jestem, czy dokładnie określiłbyś, o jaki konkretnie odcień koloru może chodzić. Przynajmniej wśród tych kilkunastu osób na sali były istotne rozbieżności.

Trudno się z tym pogodzić, ale okazało się, że musimy być bardzo wyrozumiali na zrozumienie przez innego człowieka treści przekazywanej mu wiadomości. On niekoniecznie mógł ją zrozumieć tak, jak nam się zdawało, że mu ją przekazaliśmy. Nieznajomość tego – rzekłbym paradoksu – niejednokrotnie mogło doprowadzić do nerwowych i niepotrzebnych sytuacji w Twoim życiu.

I jeszcze jedna sprawa. Pamiętaj, będziesz cenionym rozmówcą, gdy dasz się poznać jako umiejętny słuchacz. Jeśli okażesz komuś zainteresowanie słuchając go uważnie i aktywnie, on Ci sam powie o wiele więcej, niż byś go szczegółowo podpytywał o interesujące Ciebie tematy.

PS. Zawsze zachęcam do posłuchania, co ma do powiedzenia Wanda Loskot.

Pozdrawiam życząc sukcesów i radości

Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

www.smakwody.pl
(zostawiam ten link, bo woda warszawska jest kiepska do picia)

Posłuchaj Krzysztofa

Drogi Czytelniku,
w sobotę 11.10.2008 r. miałem 2 godzinne wystąpienie u Kamila Cebulskiego na Kursie Skutecznego Działania. Mówiłem głównie o odpowiedzialności za swoje życie i że nigdy w nim nie osiągniesz rezultatów, jeśli nie zachowasz równowagi w 6 głównych dziedzinach Twojego życia, do których należą: biznes, dom, towarzystwo, ciało, umysł i duch.

Zachowanie równowagi w tych obszarach nie wydaje się na pozór takie oczywiste. Co więcej, na pewno sam nieraz łapałeś się po jakimś czasie na tym, że robiłeś coś wycinkowo, np. poprawiałeś swoją muskulaturę, a jednocześnie odpuszczałeś pracę nad swoim umysłem. Nie mów, że nie obserwowałeś podobnych zachowań u innych osób, którzy mieli wspaniałe towarzystwo, ale np. atmosfera u nich w domu była żałosna. Po prostu, żyli na pokaz.

Po mnie wystąpił Krzysztof Pauch. Można rzec, że ja zrobiłem część teoretyczną, a on przedstawił, jak żałośnie może wyglądać praktyka życiowa, jeśli nie stosujesz w niej zasad podanych przeze mnie. Doprawdy, nie słyszałem do tej pory tak wnikliwej analizy własnych błędów, jak to zrobił Krzysztof bazując wyłącznie na przykładach ze swojego życia.

On wychował się w Wielkopolsce, gdzie rodzice, a zwłaszcza mama, która była głową rodziny, wpoili mu poczucie obowiązku. Z tego np. względu nie opuszczał żadnego dnia w szkole, bo przecież TRZEBA się uczyć. Dopiero w szkole średniej, jeśli dobrze usłyszałem pod koniec liceum, na dzień wagarowicza uciekł z klasą z lekcji tylko dlatego, że koledzy zagrozili mu wpier…

W tym wypadku strach okazał się tym czynnikiem, który zmusił go do innych zachowań niż wpojone przez mamę. Później skończył na piątkach historię, bo nauka mu przychodziła wyjątkowo łatwo i podobnie jak najbliższa rodzina został nauczycielem. Strasznym nauczycielem – jak sam teraz o sobie mówi.

Całkowicie potwierdza to ksywa, którą mu w tym okresie nadali uczniowie: dr Groza. Cóż, po pierwszym roku swojej działalności w szkole postawił na koniec 14 dwój i jeszcze był dumny ze swojego wyczynu, bo nie dał się przekonać do zmiany decyzji na Radzie Pedagogicznej, której teść był przewodniczącym, bo dyrektorował szkole.

Co dziwne, po lekcjach Krzysztof był świetnym kumplem dla swoich uczniów i wspólnie organizowali wycieczki, rajdy i wiele innych wspaniałych imprez, jak choćby świetne szkolne akademie, co powodowało, że rosły jego notowania w kuratorium.

Wspominam o tym kuratorium, bo tylko dzięki poparciu tej instytucji mógł trochę dorobić pracując dodatkowo w internacie. Takie to były czasy, że to nie Ty decydowałeś, że chcesz pracować, lecz Twoi zwierzchnicy. Doprawdy, nie rozumiem, dlaczego ludzie tak tęsknią za socjalizmem!

I tak było przez lata, aż zaczęły się nowe prądy pod koniec lat osiemdziesiątych i w końcu nastąpiła zmiana władzy, co z historycznego punktu widzenia można nazwać ponownym odzyskaniem niepodległości.

Ponieważ Krzysztofa nie pociągała polityka, zaczął stawiać pierwsze kroki w biznesie. Początkowo strasznie nieudolnie, bo np. w całym pociągu „przemytników” z Berlina on jeden nic nie wiózł. Co tu dużo mówić, nie umiał zahandlować jak większość z nas.

Ale pamiętasz, jak Ci wspominałem parę wersetów wyżej o tej rzetelności Krzysztofa. Po jakiejś imprezie kulturalnej w Berlinie sprzątał pozostałości i wtedy dostrzegł go Niemiec, który zachwycił się, jak on to dokładnie robi. I prawie uprosił go, aby 2 razy w miesiącu przyjeżdżał posprzątać willę jego mamy.

Wtedy Krzysztof wziął roczny urlop zdrowotny przysługujący nauczycielom, bo wyobraź sobie, że te 2 dni pracy w miesiącu w Berlinie pozwoliły mu zarabiać 5 razy więcej niż miał na etacie nauczyciela. Na dodatek nauczył się jeszcze przy okazji niemieckiego, bo jemu zawsze wszystko przychodziło łatwo.

Te wyjazdy spowodowały, że poczuł smak pieniądza, więc zaczął coraz śmielej zajmować się własnym biznesem, a tu go na siłę zrobili dyrektorem szkoły. Dał radę przez 1,5 roku godzić te obowiązki i w końcu na poważnie zajął się biznesem sieciowym.

Tak, tak, widzę, że się dziwisz. Jak to, nauczyciel, dyrektor z takim prestiżem zajmuje się „piramidami”. A co w tym złego? Przecież wejście w taki biznes nie niesie praktycznie żadnego ryzyka finansowego, a zyskujesz wiedzę, której nikt Cię w szkole i na studiach nie nauczy, a mianowicie, jak obcować z ludźmi darząc ich szacunkiem.

To właśnie w tym czasie Krzysztof zobaczył, że są takie książki, jak np. Dale Carnegie „Jak zdobyć przyjaciół i zjednać sobie ludzi”. To wtedy zaczął wracać do początków kariery nauczyciela i po latach ze zgrozą dowiadywał się choćby o takim przypadku, że postawił uczennicy 2 za nieprzygotowanie do lekcji, a ona biedna z całą rodziną przez noc trzęsła się z zimna uciekając przed pijanym ojcem.

Widzisz, gdy uświadomisz sobie jak podle kiedyś postępowałeś, zaczynasz inaczej patrzeć na siebie i zachowanie względem ludzi. To może tłumaczyć, dlaczego bardzo szybko jedna z sieci MLM Krzysztofa liczyła półtora tysiąca, a druga kilkaset osób. Nieprawdopodobny sukces i jednocześnie początek klęski.

Co, pytasz z niedowierzaniem? W takim momencie to nie sukces? Tak, tak, to był początek klęski. To przecież jego słowa!

Biznes zaczął rozwijać się znacznie szybciej niż mentalność Krzysztofa. Nie tylko już miał swoje sieci sprzedaży, ale także rozwijając ponad miarę biznes zaczął robić szkolenia po całej Polsce. Brakowało mu coraz bardziej czasu, więc jeździł jak pirat drogowy, co poskutkowało utratą prawa jazdy za punkty karne. Niedoglądane przez niego sieci MLM rozsypały się od środka, rodzina praktycznie się rozpadła, a życie nad stan szybko doprowadziło do długów i bankructwa.

Jak sam teraz mówi, z powodu braku równowagi w swoim życiu spadł z wysokiego piedestału. Łatwo się teraz o tym mówi, ale gdy ma się na karku wierzycieli, zwłaszcza bankowych, i komornika z chrapką na Twój dom, życie potrafi być szczególnie przykre.

Na szczęście Opatrzność nad nim czuwała i pozwoliła mu się podnieść z całkowitego upadku. Pamiętasz ten wątek, w którym pisałem powyżej, że nauczył się niemieckiego. Dzięki temu mógł znowu wyjechać na 3 lata do Niemiec i tam przy opiece na staruszkami zarobić na oddanie długów. Ale ta praca była dla niego czymś więcej. Patrząc na uciekające życie bezradnych dziadków mógł się zastanowić nad ulepszeniem swojego.

Dzięki temu – jak sam mówi – stał się innym, bardziej dojrzałym człowiekiem, przy okazji finezyjnym gawędziarzem, którego z zaciekawieniem warto słuchać. Teraz zupełnie inaczej wygląda każdy jego dzień życia. Rano spaceruje z psem po pobliskim lesie i jednocześnie modli się za dary, które otrzymał od Boga, a których przez wiele lat nie wykorzystał w pełni. Ma też wtedy czas na przemyślenia, jak wykorzystać dany mu czas.

Zauważ ile za jednym zamachem można osiągnąć równowagi w sferze ducha, umysłu i ciała. Ta równowaga korzystnie wpływa też na jego życie domowe, a także na pojawienie się nowych ludzi do towarzystwa i biznesu.

Jak widzisz zawsze jest czas na opamiętanie. Nie ma takiej sytuacji, z której nie mógłbyś się podnieść. Jeśli nawet sam nie wiesz jak to zrobić, znajdziesz ludzi tak doświadczonych i tak Ci życzliwych jak Krzysztof, którzy potrafią Ci zaproponować rozwiązanie nawet najgorszego problemu, bo sami go już przeżyli i rozwiązali.

Oczywiście zawsze możesz uczyć się na własnych błędach. Osobiście jednak uważam, że o wiele lepiej, mądrzej i sprytniej jest korzystać z rad innych. Dlatego też pozwoliłem sobie tak szczegółowo opisać przypadek Krzysztofa, a o wiele więcej możesz dowiedzieć się od niego samego.

PS. Zawsze zachęcam też do skorzystania z porad Wandy Loskot. A Twoją dodatkową szansą na sukces we własnym biznesie jest jej Klub Przedsiębiorcy.

Pozdrawiam życząc sukcesów

Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl

www.smakwody.pl
(zostawiam ten link, bo woda warszawska jest tak kiepska do picia, że lepiej stosować dodatkowy system jej uzdatniania, a w tej sprawie zawsze mogę coś doradzić)

Time Management Training

Drogi Czytelniku,
wczoraj w sobotę 27.09.2008 r. miałem okazję wziąć udział w premierowym szkoleniu Jarka Siergiejewicza „Time Management Training”, czyli w polskiej wersji językowej byłoby to coś na kształt „Zarządzanie sobą w czasie” lub „Zarządzanie swoim czasem”. Możesz zapytać: Po co? No cóż, uważam, że zawsze warto poznać informacje, jak nauczyć się organizować swoje działania tak, aby zyskać chociaż kilka minut dziennie.

Mówisz, że nie ma sensu trudzić się i wydawać pieniądze na te minuty. Być może masz rację, ale ja wolę nie mieć racji i zyskać chociaż kilka minut dziennie. Zauważ, w tym wypadku zaczyna odgrywać rolę prawo wielkich liczb. Te kilka, czy kilkanaście minut dziennie pozwala Ci w skali miesiąca uzyskać wiele dodatkowych godzin, a w skali roku naprawdę zyskujesz nawet kilka dni. Zatem czy na pewno nie warto?

Widzisz, to jest klasyczny przykład opóźnionej gratyfikacji. Na razie nic nie zyskuję, może nawet stracę trochę czasu, bo muszę wpierw zmienić niektóre swoje nawyki. Ale później uzyskuję niewspółmiernie duże efekty w stosunku do włożonego wysiłku i kosztów, w tym wypadku finansowych i czasowych.

Po takim szkoleniu utwierdzisz się w przekonaniu, że nie wszystkie czynności trzeba robić. Dowiesz się, że masz prawo odmawiać wielu propozycjom spotkań, które tylko kradną Ci czas. Tak przy okazji, Jarek padał nam listę 199 „złodziei czasu”. Ta lista została zrobiona w czasach, gdy nie było tak nowoczesnych gadżetów, jak w tej chwili i spokojnie możesz ją uzupełnić o swoje doświadczenia.

Czy zastanawiałeś się, z jakich powodów jesteś zaskakiwany brakiem czasu? Wyobraź sobie, że jedną z najważniejszych przyczyn jest odkładanie spraw na później. To jest spowodowane przez Twój nawyk. Po prostu, nie umiesz podjąć właściwej decyzji, co zrobić z daną sprawą DZISIAJ.

Skoro mówimy o czasie, na szkoleniu nie mogło zabraknąć teorii A. Einsteina. Dzięki Jarkowi wreszcie sobie uświadomiłem, jak może wyglądać czwarty wymiar, czyli czasoprzestrzeń. Co prawda na Politechnice uczyłem się o przestrzeniach n-wymiarowych, ale co jest udowodnione matematycznie, nie zawsze jest do ogarnięcia racjonalnym umysłem.

I jeszcze jedna ważna rzecz. Na pewno nieraz odczuwałeś dylatację czasu. Raz Ci on się dłużył niemiłosiernie, gdy zbliżał się np. egzamin, a przecież bywało też tak, że czas Ci upłynął nie wiedzieć kiedy, gdy miałeś coś rano załatwić.

Okazuje się, że nasz mózg działa w rytmie tzw. interwałów czasowych. W normalnych warunkach trwają one ~5 sekund i wtedy nasz czas subiektywny pokrywa się z czasem rzeczywistym. Gdy jednak w grę wchodzą np. emocje, mózg zaczyna rejestrować inne interwały czasowe. Mogą one wtedy wynosić 7-9 sekund i czas nam się dłuży lub tylko 2-3 sekundy i wtedy czas jakby „idzie” szybciej. Jednym słowem, można stracić poczucie czasu i jest to biologicznie uzasadnione.

Sam widzisz ile ciekawych zagadnień związanych z czasem dane mi było poznać. Teraz trzeba zająć się praktyką i zyskać trochę czasu, czego i Tobie życzę.

PS. Czy zaglądałeś już na witryny Wandy Loskot. U niej stale coś nowego, co pozwoli Ci mieć nowe inspiracje.

Pozdrawiam życząc więcej czasu
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl
www.smakwody.pl

 

Skąd wziąć pieniądze?

Drogi Czytelniku
w mojej poczcie mailowej znalazłem ostatnio kilka pytań, na które nie udzieliłem jeszcze odpowiedzi. Pierwsze z nich było następujące: „Skąd wziąć pieniądze na działkę i dom?”. Zdaję sobie sprawę, że dla kogoś, kto ich potrzebuje, jest to fundamentalne pytanie. Jednocześnie w takiej sprawie oczekuje się jednoznacznego i łatwego rozwiązania.

Po pierwsze, uważam, że pieniądze same do Ciebie nie przyjdą. Musisz sam wykazać się inicjatywą. Jaką? To już zależy od strategii jaką przyjmiesz. Kamil Cebulski opisywał ostatnio na swoim blogu przypadek Piotra, który postanowił mieć firmę paintballową. On liczył nie tylko na siebie, ale też na pomoc innych i ją uzyskał. Czy Ty już też zacząłeś działać w sprawie swoich pieniędzy na wytyczony cel?

Po drugie, jaką cenę jesteś gotów zapłacić, aby swój cel finansowy zrealizować? Przecież coś musisz zmienić w swoim życiu, bo inaczej będziesz miał te same rezultaty, czyli niewystarczającą ilość pieniędzy. No więc powiedz sobie sam, z czego zrezygnujesz: z przyjaciół, znajomych, części swojego czasu, starych, złych nawyków, czy też innych rzeczy. Ta konieczność zmiany jest najtrudniejszą sprawą, a bez zmian w swoim życiu nic się u Ciebie nie zmieni. Nadal nie będziesz bogaty na tyle, co chcesz.

Po trzecie, skoro mówimy o pieniądzach wypada mi się odnieść do pytania „Kiedy zacznę zarabiać?”. Otóż muszę Cię zmartwić i twardo powiedzieć, że nie od razu. Otóż jeśli chcesz odnieść sukces finansowy, nie możesz oczekiwać, że pieniądze będziesz miał zaraz. Niestety, z pieniędzmi, najczęściej dużymi, wiąże się termin „opóźniona gratyfikacja”. Trzeba najpierw coś zasiać, aby potem zebrać plony!

Odpowiedz sobie na pytanie, co stanowi Twoje „nasiona”. To od nich zależy, w jakim czasie masz szanse, że przyjdzie urodzaj.

Jeśli liczysz na fundusze inwestycyjne, to rezultat osiągniesz co najmniej po kilku-kilkunastu latach. Dopiero bowiem wtedy procent składany zaczyna odgrywać decydującą rolę.

Jeśli masz pomysł na własny biznes, możesz mieć rezultaty po kilku miesiącach. Musisz jednak liczyć się z dużym ryzykiem i mieć wytrwałość w przezwyciężaniu trudności na etapie rozwoju firmy. W tym wypadku znakomitą pomoc udzieli Ci Wanda Loskot. Radzę skorzystać. Zrób wszystko, aby załapać się do Klubu Przedsiębiorcy. To jest Twoja szansa na sukces we własnym biznesie.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że niekoniecznie od razu chcesz się czuć biznesmenem lub nie masz pieniędzy na rozruch. Zatem wystarczy, że zainteresujesz się kursem Zarabiaj Na Wiedzy, aby dowiedzieć się, w jaki sposób bez specjalnych nakładów możesz zarabiać w Internecie. Być może pierwsze zarobione pieniądze przewartościują Twoje potrzeby i możliwości.

Jest z mojej strony jeszcze jedna propozycja, na którą wielu moich rozmówców reaguje z niedowierzaniem, że ja mogę o czymś takim mówić. Chodzi mi o systemy sieciowe. To w tej chwili rynek rozwijający się z szybkością ponad 30%. Czy doprawdy uważasz, że nie warto zainteresować się takim tematem zarabiania pieniędzy? W tym wypadku niezależność finansową możesz mieć przeciętnie po dwóch do pięciu lat.

Jeśli chodzi o moją opinię, uważam, że najważniejszym czynnikiem przy wyborze jakiejś sieci jest istniejący w niej system edukacyjny. Bez niego, jeśli nie masz zdolności sprzedażowych, szybko polegniesz i dołączysz do grona osób zawiedzionych takim sposobem zarabiania. Ponieważ nie inwestujesz wielkich pieniędzy, uważam, że to najmniej ryzykowna forma uzyskania dochodu pasywnego, o który tak naprawdę toczy się w biznesie gra. Wymaga jednak od Ciebie determinacji i wiary w sukces. Czy coś takiego już masz?

Pozostawiam Ci czas na własne przemyślenia.

Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl
www.smakwody.pl

Kreowanie rzeczywistości

Drogi Czytelniku
jakiś czas temu zachęcałem Cię do zapoznania się z propozycją warsztatów nt. kreowania rzeczywistości, które przygotowała Ewelina Klarenbach. Sam wziąłem w tym szkoleniu udział, abyś sobie nie myślał, że ja już zjadłem wszystkie rozumy i nie potrzebuję się szkolić. Przeciwnie, im więcej wiesz na dany temat, z tym większą pokorą podchodzisz do swojej wiedzy.

Dopiero bowiem wtedy zaczynasz rozumieć, jak różne punkty widzenia danego tematu reprezentują poszczególni ludzie dobrze znający zagadnienie. Co więcej, oni tyle wiedzą, że warto ich posłuchać. Na dodatek wtedy w Tobie rodzą się nowe inspiracje myślowe. Często też strzeli Ci jakaś doskonała myśl.

Inną niezwykle ważną sprawą są uczestnicy. Osobiście uważam, że to od nich głównie zależy, czy szkolenie jest udane bądź nie. To właśnie oni tworzą niepowtarzalną atmosferę. Nie od rzeczy są też rozmowy kuluarowe na przerwach, bo w szkoleniach biorą udział ponadprzeciętni ludzie z różnorodnymi umiejętnościami i horyzontami myślowymi.

Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak negatywny wpływ na Twoje życie wywołuje przebywanie wśród osób pesymistycznie do niego nastawionych. A takich jest niestety zdecydowana większość. To właśnie oni mają tysiące powodów, najczęściej wydumanych, aby bez przerwy biadolić, jak im w życiu jest źle.

Ale czy próbują to zmienić? Jestem pewien, że sam znasz odpowiedź!

Tymczasem ich przeciwieństwo, czyli ci co nie wahają się dla własnego rozwoju poświęcić czasu i pieniędzy na szkolenia, mają inne nastawienie do życia. Szukają rozwiązań, dzięki którym ich życie będzie bardziej wartościowe, a oni stają się szczęśliwsi, gdyż są lepsi, mądrzejsi i najczęściej bogatsi.

Tak, na ten ostatni czynnik zwracam baczną uwagę od czasów rozmowy z dr. Jackiem Santorskim, który twierdzi, że każda nasza działalność musi per saldo przynosić korzyść finansową. W przeciwnym wypadku po jakimś czasie ogarnie nas frustracja z powodu niewystarczającej ilości pieniędzy.

Zatem musisz zacząć kreować swoją rzeczywistość. Ale jak słusznie Ewelina podkreślała na sobotnich warsztatach, wpierw podziękuj za to, co już masz. Dziękuj za życie, jakie Ci się trafiło.

Doprawdy, nawet jeśli sądzisz, że spadły na Ciebie wszystkie nieszczęścia tego świata, to jednak nie ryzykuj i nie zamieniaj się na problemy innego człowieka. Jesteś pewien, że podołasz jego brzemieniu?

Dopiero potem, po okazaniu wdzięczności, zajmij się budową swojej mapy marzeń. Zacznij widzieć obrazy swoich osiągnięć finansowych, sukcesu, udanych związków, czyli relacji międzyludzkich, rodziny bądź autorytetu, zdrowia, dzieci, wiedzy, kariery i przyjaciół bądź podróży. To jest pełny obszar Twojej aktywności życiowej.

Może Ci się w tej chwili wydawać, że to zbyt wygórowany obszar marzeń, że Ty aż tyle nie osiągniesz. Widzisz, to jest tak, że nie możesz patrzeć na swoje przyszłe życie kategoriami Twojego obecnego rozwoju i Twoich teraźniejszych możliwości. Ty masz dać zadanie swojemu mózgowi, aby zaczął te zadania realizować. Tu się toczy gra na poziomie Twojej podświadomości, więc nic dziwnego, że Twój umysł świadomy nie może tego pojąć.

No dobrze – pytasz – A nie mógłbym robić coś swoim umysłem świadomie? Jak najbardziej. Po prostu, zacznij się zmieniać.

Zmień swoje nawyki, które Cię nie prowadzą do wybranych celów, myśl pozytywnie, wyrzuć z siebie szkodliwe przekonania, szanuj swoją życiową energię. Jednym słowem, kreuj dla siebie nową rzeczywistość.

Widzę, że dzisiejszy wpis może wydawać Ci się bardzo zagmatwany. Cóż, chyba nikt Ci nie zagwarantował, że będziesz miał łatwe życie. Ale właśnie dzięki takim szkoleniom, jak proponuje Ewelina Klarenbach, zdobędziesz odpowiednią wiedzę, aby je sobie ułatwić i lepiej wykorzystać.

PS. Tradycyjnie zapraszam do zaglądania też na witryny Wandy Loskot. Tam zawsze znajdziesz coś nowego. No i nie zapominaj, że cena niezwykle wartościowego kursu Zarabiaj Na Wiedzy idzie z każdym dniem w górę

Pozdrawiam kreatywnie
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl
www.smakwody.pl

Siła determinacji

Drogi Czytelniku
dziś przekażę Ci parę słów o sobie. Tylko i wyłącznie dlatego, że może się to okazać dla Ciebie inspiracją do własnej motywacji. Punktem wyjścia dzisiejszego rozważania będą zdarzenia z ostatniej soboty. A było to tak:

Jak wiesz z nagrania (to drugie wideo – najpierw parę minut czaruje Michał Jankowiak, a potem ja rozmawiam z Januszem Maruszewskim), które Kamil Cebulski zamieścił w Internecie, już w maju obiecałem, że wybiorę się na sierpniowe II Narodziny Wojownika. No i właśnie w sobotę 23.08.2008 r. tam byłem.

Pisałem już wielokrotnie, że jak Kamil mnie o coś prosi, to nie odmawiam. A skoro mnie zaprosił na to szkolenie, to przybyłem. Wydawało mi się, że najtrudniejszym jego elementem będzie przejście trasy pieszej.

Ale gdy zobaczyłem, jak dzielnie radzi sobie Sandra (nie jest tajemnicą, że ona ma sztywną nogę w kolanie – efekt leczenia w naszej Służbie Zdrowia. Ponoć to nie był błąd lekarzy, a zatem co?), to nadspodziewanie dobrze przemierzyłem te ponad 30 km szlakami Puszczy Kampinoskiej mimo obaw, że porobią mi się na nogach pęcherze i odciski, a zakwasy na drugi dzień będą jeszcze długo przypominały przebyte kilometry. W każdym bądź razie, Sandro gratulacje!

A teraz zajrzyj sobie w ww. nagraniu na pierwsze, trzyminutowe wideo. Dzięki temu zorientujesz się, czym są skoki na bungee. One miały zakończyć II edycję Narodzin Wojownika. Każdy z uczestników i uczestniczek był zachwycony przeżyciami, które skok im dostarczył.

Jedyny moment, który powinien mi dać do myślenia był przypadek Piotra. On nie skoczył i kazał się z powrotem opuścić. Przekonywałem go bezskutecznie, że źle robi, bo pozostanie mu uraz, że nie dał rady przełamać siebie.

W końcu przyszła kolej na mnie. Po wejściu do platformy nic jeszcze się nie działo. Dopiero po chwili zaczął się we mnie rodzić jakiś dziwny niepokój rosnący wraz z wysokością. Na samej górze rozpoczął się dramat. Byłem tak przestraszony wysokością, że nie mogłem zdecydować się na skok.

Mówisz, że to tylko 90 metrów. Tak, masz rację, że to niedużo do przebiegnięcia. Ale do spadania to ogromna wysokość. Ludzi praktycznie nie widać, a plac pod dźwigiem wydaje się wielkości ręcznika. Jak tu w niego wcelować???

No i zaczęło się. W końcu okazało się, że to była kilkunastominutowa walka. Można powiedzieć, że wykazałem się niezłymi umiejętnościami negocjacyjnymi, skoro instruktor towarzyszący mi na platformie nie zdecydował się zakończyć eskapady, jak już wcześniej uczynił to z kolegą Piotrem.

A może zadecydował fakt, że tym instruktorem był Stanisław Góralczyk „Mario”, który rozumiał, że mój strach jest uzasadniony? Przecież widział tysiące przypadków ludzi, którzy skakali lub też nie!

Wiedziałem, że z technicznego punktu widzenia nic mi nie zagraża. Przecież widziałem, jak ciężar skoczka i długość liny są rzetelnie dobierane, więc nie było możliwości dolecieć do powierzchni ziemi. Zresztą na spodzie był napompowany materac, który dodatkowo łagodził zagrożenie.

Ale tam na górze toczyłem ciężką walkę ze sobą. Używałem tych samych argumentów, którymi usiłowałem wcześniej przekonać Piotra do ponownej próby skoku: że będzie czuł niedosyt z powodu cykora, że to nie wypada zawieść grupy dopingującej na dole do skoku (niestety, ich zachęt tam na górze nie słyszałem), że trzeba skoczyć dla samego siebie, bo to wzmocni Twoją motywację i psyche.

Chyba czujesz, że to są logiczne argumenty. Tyle tylko, że nie mają one większego znaczenia, gdy jesteś sparaliżowany strachem. Irracjonalnym strachem, bo jak wspominałem poprzednio, nie było żadnego ryzyka, aby coś Ci się stało. To tylko pracuje Twoja wyobraźnia.

A jednak po tych kilkunastu minutach odniosłem ogromny sukces i skoczyłem. Skoczyłem dopiero wtedy, gdy uzmysłowiłem sobie, że muszę to zrobić, gdyż w przeciwnym wypadku nie dam sobie rady w biznesie, którym teraz się zajmuję. Nie mogłem do tego dopuścić i poszedłem w dół!!!

Na pewno usłyszałem oklaski w momencie skoku. Potem już tylko czułem odprężenie i nieprawdopodobną radość, że pokonałem samego siebie. Kamil natychmiast po skoku nagrał moją wypowiedź. Nie pamiętam, co wtedy mówiłem oprócz tego, że jestem z siebie dumny i odczuwam ogromną satysfakcję. Ciekaw niezmiernie jestem tego nagrania, bo ono jest niezwykle osobiste.

Ale wbrew pozorom to nie koniec przygód z bungee. Wyobraź sobie, że skok przypłaciłem bardzo bolesną kontuzją. Mianowicie podczas skoku naderwałem sobie bark. Nic o tym nie wiedziałem. Ot, coś mnie zabolało troszeczkę. Nawet potem pomagałem koledze Włodkowi przy podłączaniu akumulatora kablami, aby silnik zapalił. Niestety, kable okazały się o zbyt małych przekrojach i rozrusznik tylko zajęczał. Potem rozwiozłem 5 osób po Warszawie i z ręką było prawie wszystko dobrze. A gdy wziąłem ciepły prysznic, to nawet przestała całkiem boleć.

Ale o 2 w nocy, gdy stres opadł, obudził mnie nieznośny ból. Przy najmniejszym ruchu zwijałem się w boleściach. Oczywiście do rana nie zmrużyłem oka i wtedy zwlokłem się z łóżka, jakimś cudem nałożyłem koszulę i pojechałem na ostry dyżur. Akurat złośliwie nie było lekarza ortopedy w Szpitalu Bielańskim, a to z Łomianek najbliżej. W końcu „doczłapałem” po warszawskich dziurach do Szpitala Praskiego i tam udzielono mi pomocy.

Miła pani w rentgenie zrobiła mi zdjęcia przez koszulę. Na szczęście nie było żadnego złamania ani jakiegoś odprysku kości barku. Gorzej u lekarza. Ten uparł się mnie szczegółowo przebadać. Myślałem, że pan doktor coś naciągnie, puknie, stuknie i ból przejdzie. Ale gdzie tam, tylko go zwiększył usiłując zorientować się, jakie są uszkodzenia. Powiedział, że ból minie, ale dopiero po 2 tygodniach, jak wiązadła i mięśnie zagoją się.

Zapytałem pana doktora, jak to możliwe, aby tak sobie bezsensownie uszkodzić bark. „Cóż – mówi pan doktor – był Pan sparaliżowany strachem, a więc wszystkie mięśnie były spięte. Dla mnie z medycznego punktu widzenia najbardziej ciekawe jest to, w jaki sposób udało się Panu wyskoczyć przy zesztywniałych mięśniach”. No właśnie, jak?

Jestem przekonany, że nie wypchnęły mnie mięśnie, ale siła woli – siła mojej olbrzymiej determinacji, aby odnieść w życiu sukces. A paniczny strach i boląca ręka to tylko cena, jaką za niego płacę.

Jeśli kiedykolwiek będziesz postawiony w sytuacji, w której wydaje Ci się, że nie dasz czemuś rady, wspomnij mój przypadek. Wyobraź sobie, ile stracisz, jeśli w kluczowym dla Ciebie momencie życia zawahasz się i zrezygnujesz, mimo że masz uzasadniony powód. Popatrz, ile stracisz, gdy nie przełamiesz siebie.

Zapamiętaj proszę tę maksymę i niech Ci brzmi w uszach w krytycznych dla Ciebie chwilach: Nic nie jest łatwe, dopóki jest trudne lub prawie niewykonalne, jak w moim przypadku. Ale słowo „prawie” robi różnicę.

Zgadzam się z Tobą, że strach jest okropnym uczuciem stworzonym prawdopodobnie dla Twojego bezpieczeństwa. Ja mam o tyle trudniej, że moimi talentami są m.in. odpowiedzialność i rozwaga. Te cechy mojej osobowości dodatkowo powstrzymywały mnie przed skokiem. Ale jednocześnie to właśnie one pozwoliły mi pokonać strach i dzięki nim odniosłem zwycięstwo.

Skoczyłem ze względu na swoją rozwagę i odpowiedzialność za przyszłe życie. Gdybym przegrał w sobotę walkę ze sobą, bez tego jedynego skoku nie wyglądałoby ono już nigdy tak wspaniale. Gdzieś tkwiłaby we mnie zadra, że nie dałem rady. A tak dzięki Kamilowi Cebulskiemu narodził się we mnie jeszcze lepszy Wojownik.

Po takim przeżyciu jak w sobotę jestem pewien, że zdobyłem nieprawdopodobne doświadczenie w poznawaniu własnych możliwości, co stanowi kolejny krok w drodze do sukcesu. I co więcej, jestem pewien, że jeszcze lepiej rozumiem Ciebie, gdy mi mówisz o swoich obawach przed wejściem na swoją ścieżkę rozwoju.

Tak, masz rację, że się boisz, bo nie wiesz, co się na niej czai. Ale wspomnij wtedy historię mojego skoku, jak pracowała wbrew mnie moja wyobraźnia. Widziałem przeszkody, których w rzeczywistości nie było. I zapamiętaj przede wszystkim, że dzięki swojej determinacji mogłem te irracjonalne obawy pokonać.

Czego i Tobie życzę, bo za każdym razem, gdy pokonasz siebie, stajesz się lepszy.

PS. Możesz też rozwijać się w sposób mniej ekstremalny. Właśnie dostałem informację od Michała Toczyskiego, że Piotr Krupa przez dwa dni najbliższego weekendu, tj. 30-31.08.2008 r. pokaże Ci genialne techniki sprzedaży. Bliższe informacje znajdziesz tutaj.

A na razie po sobotnich emocjach pozdrawiam optymistycznie
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl
www.smakwody.pl

Siła w cierpliwości

Drogi Czytelniku
w ostatnią niedzielę, tj. 17.08.2008, brałem udział w Białymstoku w konferencji Myśleć Jak Milionerzy. Widzisz, tak to już jest, że jak Kamil Cebulski zaproponuje Ci wygłoszenie wykładu na takiej konferencji, to nie wypada odmówić. Więc powiedziałem „parę” słów nt. teorii 5 talentów.

Na tej konferencji swój wykład miał też Grzegorz Szczerba, dlatego razem na nią jechaliśmy i przy okazji mogliśmy pogadać o różnych biznesach. Znamy się od paru miesięcy „oko w oko”, a z Internetu jeszcze dłużej. Grzegorz opowiedział na MJM o bardzo ważnej sprawie, a mianowicie o cierpliwości w biznesie. Osobiście jestem pewien, że poruszony przez niego temat odnosi się również do sukcesów dnia codziennego.

Grzegorz wspominał swoje trudne początki. Od dawna mieszka w Wyszkowie i swego czasu widmo bezrobocia zaglądnęło mu poważnie w oczy. Pamiętaj, to było parę lat temu, a nie teraz, gdy firmy zaczęły poszukiwać pracowników.

Postanowił wystartować w biznes internetowy. Swoje pierwsze książki kupił za parędziesiąt złotych hurtem na wyprzedaży w księgarniach w Warszawie. Następnie sprzedał je z perypetiami na Allegro. Właśnie, wtedy po raz pierwszy wykazał się cierpliwością, bo przez wiele dni nikt tych książek nie kupował, ale on ich nie wycofał z aukcji i w końcu je sprzedał.

Powtórzył parę razy takie operacje, a gdy tylko ten mały biznesik pozwolił mu pokryć koszty ZUS, założył własną firmę. Potem małymi kroczkami zwiększał obroty wykorzystując nawet pieniądze swojej dziewczyny, obecnie żony Ewy, uzyskane przez nią jako odprawa przy zwolnieniu z pracy.

Jak widzisz, Grzegorz cały czas cierpliwie inwestował każdy grosz w swoją firmę. Nie wydał ani złotówki na konsumpcję typu wczasy, imprezy, samochody i inne bajery. Co najwyżej inwestował w siebie biorąc udział w wartościowych szkoleniach o optymalnej cenie.

Dzięki takiemu podejściu do biznesu – tym wyrzeczeniom – jego księgarnia internetowa stale się rozwija. W tej chwili już pęka w szwach w dotychczasowym lokalu. Gdy jechaliśmy do Białegostoku pokazał mi miejsce, gdzie stanie nowe lokum firmy. Grzegorz wszystko ma zaplanowane i cierpliwie realizuje swój plan. Tylko mu pozazdrościć konsekwencji.

Przykład Grzegorza pokazuje, jak w zrobieniu biznesu ważny jest Twój potencjał emocjonalny. Zauważ, że o sukcesie Grzegorza nie decydują pieniądze, układy, czy jakaś niewiarygodna wiedza, lecz mozolna praca i cierpliwe przezwyciężanie trudności.

Jak widzisz cierpliwość to ważny przymiot w biznesie. Ale powiedz sam, czy nie warto cierpliwie wykuwać swój sukces również w życiu codziennym. Czy zastanawiałeś się, że czasami brakuje Ci motywacji właśnie dlatego, że liczyłeś na szybsze efekty. W rezultacie, gdy tylko pojawiają się jakieś trudności opóźniające Twoje plany, od razu pojawia się zniechęcenie, a czasami i depresja.

A przecież uniknąłbyś tych negatywnych emocji, gdybyś postępował tak jak Grzegorz Szczerba: cierpliwie, a przez to skutecznie.

Z tego względu życzę Ci jak najwięcej cierpliwości , bo doprawdy w niej tkwi siła.

Pozdrawiam optymistycznie
Jerzy
www.poznajswojetalenty.pl
www.smakwody.pl